czwartek, 29 października 2009

MIASTO 3_1000 GITAR (2004)

MIASTO 1000 GITAR jest przystanią, portem dla niestworzonych idei.

Napisałem to zdanie w starym roku, siedząc w kuchni, w oczekiwaniu na gotującą się wodę, by zalać sobie herbatę (cytrynową — nie miętową, bo lody miętowe jadłem już dzisiaj u Bogdana, był pierwszy konkurs z serii czterech skoczni. Małysz słabo.

Poszukujemy odmienny środków wybrzmiewania — głównie chodzi o to, że najlepiej się słucha tego na słuchawkach. Normalnie — nie da rady.

Oznacza to autentyzm i jednorazowość przeżycia muzycznego. Dla słuchacza. Drugiego razu nie przeżyje.

Tak więc pierwotny autentyzm jest po części podstawą specyfiki brzmienia MIASTA 1000 GITAR.
Tworzenie muzyki niepopularnej z założenia jest anachroniczne. Nieprzystające. Wszechświat sztuki użytkowej jest rzeczywistością. Wszechświat piątki pasjonatów i kilkunastu znajomych jest rzeczywistością skarlałą. Nierzeczywistą. Skoro muzyka ta nie istnieje na forum publicznym — to znaczy, że nie ma jej w ogóle. MIASTO 1000 GITAR gra muzykę, która nie istnieje.

Muzykę tę charakteryzuje ułomność techniczna.Dzieje się tak dlatego, że proces nagrywania odbywa się na siedząco, na kolanach, czasem w kucki. Skulona pozycja, nadany garb postaci, nadaje całości wygląd zmniejszenia, żeby nie powiedzieć upodlenia. Być może przypomina postać siedzącą nad klockami, układanką, zabawką — nadaje procesowi twórczemu charakter zabawy, niepowagi.

Wywołuje też słuszny dysonans i pewien niesmak — zabawa w muzykę powinna mieć znamiona powagi — w końcu to sztuka.

Skulenie, zamknięcie wewnątrz, ograniczone krzywizną kręgosłupa jest UŁOMNOŚCIĄ, toteż wynikiem jest sztuka o charakterze ułomności. Podobnie z przymrużeniem oka połączonym z litością obserwuje się obrazy malowane przez artystów pozbawionych rąk albo nawet nóg.

Dwuliterówki brzmią niepospolicie.

MIASTO 1000 GITAR
Zespół-marzenie, który powstał pod wpływem erotycznego impulsu na dzień św. Walentego. Obecnie trio zajmujące się realizacją psychodelicznych dźwięków nie mających zbieżności z otaczającą rzeczywistością. Również muzyczną.

Teraz, na koniec roku 2004 (cóż za idiotyczna pora na wydawanie płyty z marketingowego punktu widzenia) prezentuje zbiór 12 kompozycji, będących nietypowym przedsięwzięciem jak na warunki współżycia.
We wszystkich przypadkach muzykę ułożyli członkowie zespołu MIASTO 1000 GITAR, zaś do zaśpiewania zaprosili wokalistów z różnych zespołów 3-miasta.
Z tego miejsca chcielibyśmy bardzo podziękować za współpracę osobom, bez których to przedsięwzięcie nie miałoby obecnego kształtu, a który poświęcili swój czas, zaangażowanie, tekst, struny głosowe:
— Tomkowi z COLUMBUS DUO ("pas de courant")
— Andrzejowi i Jarkowi z MINI ORKIESTRY ("w-stanie")
— Michałowi z COLD FISH ("sunflower", "anything")
— Mateuszowi z KEVIN ARNOLD ("panczenista — lodowy artysta")

Płyta wydana w nielegalnej oficynie wydawniczej RADIO RODOZ.

Płyta nie jest przeznaczona do sprzedaży.

wtorek, 20 października 2009

VREEN — Rozedrgane Śrubki (2004)



VREEN kontynuuje młodzieńcze doświadczenia z muzyką, kiedy jedyną możliwością miksowania była rejestracja przy użyciu 3 magnetofonów kasetowych.
Jest instancyjną częścią wielu trójmiejskich przedsięwzięć.

Multiinstrumentalista i człowiek renesansu, jak wielu mitomanów maluje, pisze (kilka niedokończonych powieści), projektuje i komponuje.

W przeciwieństwie do mniej lub bardziej zwartej bohemy nie tworzy, lecz robi muzykę. Głównie bezrefleksyjnie realizując natychmiastowe błyski pomysłów.

Muzyka VREENA nie zaprasza do dialogu, lecz stanowi bezkompromisową całość, która się może podobać lub nie. Wszelkie interakcje są zakazane.

VREEN jako założyciel i wydawca nielegalnej oficyny wydawniczej RADIO RODOZ jest iskrą skłaniającą do kreowania samego siebie (jakiekolwiek zmyślne idee o powołaniu nie mają tu nic do rzeczy).

Płyta "Rozedrgane śrubki" jest karkołomnym połączeniem bluesa z delty z ultra-nowoczesną elektroniką, leniwego plumkania na gitarze i zwalczania chęci ucieczki, by nie poszukiwać czegoś TAM, bo wszystko jest TUTAJ.

Jest w tym jakaś rozkoszna kiczowatość, ale sama z siebie nie robi wielkiego HALO.

"Rozedrgane śrubki" to płyta pół-akustyczna. To znaczy, że pół płyty jest nagrane akustycznie, a pół nie. VREEN zaś nie jest twórcą ani artystą, jedynie odtwórcą cudzych pomysłów.

********************************************************************

Filmy rysunkowe sa dwuwymiarowe. A śrubki? Trzywymiarowe. Rozedrgana kreska histerii i rozpadu otrzymuje dodatkowy wymiar i schodzi z ekranu telewizorka w tzw. życie. Śpiewająca postać rysunkowa — inteligentna i akulturalna, samoograniczająca się i szydzaca z ograniczania (się). Coś jak krowa i kurczak w jednym a jednocześnie najbardziej męska płyta jaką ostatnio słyszałem. Coś fizjologicznego, socjalnego, seksualnego — jakaś fizjologiczna baśń o realizmie. Luźno zagrana, autoironiczna szczerość w gronie osób o lekko ograniczonym zaufaniu i poczytalności kontrolowanej. W randce w ciemno, głos streściłby go: Vreen — chce mieć brązową kupę, coś mu trzeszczy, ma wadę wymowy, która mu jednak nie przeszkadza oraz przytula się on na Wielkanoc. Wybór należy do Ciebie. Mój ulubiony rym: "na kostaryce/dobrze wyliczył".


Maciek U.

RADIO RODOZ — Nielegalna Oficyna Wydawnicza