wtorek, 8 grudnia 2009

Miasto 1000 Gitar vis-a-vis Swoboda Młodszy (2006)

Teksty: Swoboda Młodszy

Muzyka: Miasto 1000 Gitar

Realizacja: 27.11.04; 19-29.06.05; 10, 29.12.05 - dziuplex, 1000 gitar home studio

Vreen: gitara 11-strunowa (04, 06, 08)
Endriu: drums — nagranie (palace studio), voc — (08, 12)

***************

http://deadsailor.net/news.html/id/7


http://www.nowamuzyka.pl/recenzje.php/953/Miasto-1000-gitar-Vis-a-Vis

***************

Wcale nie przeciw tradycji występuje Miasto 1000 Gitar na najnowszej płycie "vis-a-vis". I wcale nie przeciwko Swobodzie Młodszemu. Przeciwnie, oba byty uzupełniają się wzajemnie w hołdzie rockowej tradycji i umiarkowanemu alter-rockowemu eksperymentowaniu.

*

Zapewne Swoboda Młodszy obruszy się na takie dictum, ale to chyba najbardziej tradycjonalistyczne z jego osiągnięć — bo jak inaczej można ująć stereolabowe zapędy wokalne włożone w rockowe ballady, czy inne formy instrumentalne (bo chyba tak można nazwać numery stylizowane na Built To Spill czy twórczość solową Stephena Malkmusa).

*

Jest tu trochę z dobrego song-writerstwa, jest fragment inspirowany prymitywniejszą formą June of 44 połączony z charakterystyką emo,jest odrobinę elektro-akustyki, nie brak folkowej ballady, mamy też coś w stylu nowojorskiej Calli — zapewne do każdej z piosenek można by znaleźć wzór. Może niesprawiedliwe jest powyższe określenie "stylizacje", bardziej adekwatne jest "inspiracje", które w przypadku tej płyty przybierają własną, całkiem udaną formę.

*

To chyba najlepsza płyta chłopców z miasta 1000 gitar, o ile w ich przypadku można mówić o płytach, czy o czymś, co może być w ogóle dobre. Już płyta o tytule/bez tytułu?/ "miasto 3_1000 gitar" przynosiła dopracowane kompozycje pod względem przestrzennym, obudowane fantazyjnymi dodatkami elektronicznymi, gitary brzmiały solidnie i prezentowały całe gamy dzwięków stricte rockowych, jak i tych spoza tradycyjnego układu, można nawet rzec, że momentami były chore, co burzyło przyjemny nastrój słuchania co lepszych fragmentów.

Byli goście, różni wokaliści, różne sposoby werbalizacji mniej potrzebnych tematów ("ona ma słonecznik na twarzy", "panczenista-lodowy artysta", "generał w stanie spoczynku").

*

Co nie przeszkadzało w ogólnym wymiarze ująć "trójki" — bo jak mniemam, była to trzecia płyta zespołu — jako kilku dobrych piosenek przeplatanych muzycznymi obrazkami bez specjalnego kształtu, choć niektóre kompozycje "ambientowe" miały swój urok".

*

Wracając — albo dopiero dochodząc — do mikstu "Swoboda Młodszy vis-a-vis Miasto 1000 Gitar": mamy więc tylko jednego gościa (choć pewien wkład instrumentalno-realizacyjny wnieśli też inni bohaterowie wymienieni na okładce: Vreen — folkowy bard z Oruni — i Endriu — jeszcze niedawno jeden z filarów kabaretowej trójmiejskiej MiniOrkiestry); co skutkuje jednolitą warstwą tekstową (i bardzo dobrze) i rozpoznawalnymi wokalizami (płyta nie brzmi "składakowo").

Jest już zupełnie poważnie, warstwa liryczna, za którą odpowiada "francuskojęzyczny" Swoboda w sposób poetycki porusza się po tematach aktualnych (miłość jako forma wszechobecnej kampanii tanich produktów; dorobkiewiczowstwo; rys psychologiczny "nieprzystosowanych" do dzisiejszych czasów). Tekst polski jest tłumaczeniem francuskiego i muszę przyznać, że jest to wręcz edukacyjna forma płyty rockowej, zwłaszcza że nie sądzę, aby słuchacze w naszym anglocentrycznym kraju powszechnie wsłuchiwali się w tekst francuski piosenki (rzecz jasna, nie podejrzewam też, aby to robili przy piosenkach Cold Play).

Uderzmy w czuły punkt płyty i dotychczasowy mankament zespołu — ŚPIEW: piosenki "francuskie" — genialne; piosenki "polskie" — niezłe, przynajmniej nie strzelają po uszach (np. polska wersja "on ukradł, ale ja tego nie widziałam" jest całkiem mistrzowska).

*

Skoro z niegdysiejszej wady mamy zaletę, teraz może być już tylko lepiej.

PIOSENKI: są już bez żadnego dumania — 10 konkretnych kompozycji, opracowanych na formie zwrotkowo-refrenowej, zaś wszelkie dodatki/plamy/rozmycia/frgmenciki/ wypełniające porzednie płyty w nadmiarze są elementem składowym piosenek, umiejętnie krzywiąc popowy schemat, pysznie przyprawiając smaczkami konkret.

GITARY: nic nie straciły ze swojej przestrzenności, nadal jest ich dużo, tym razem nie w nadmiarze, chyba są lepiej zrealizowane i lepiej rozplanowane; czuć, że kompozycyjnie stanowią przepracowany/wyćwiczony/zaaranżowany element piosenki.

SEKCJA: niemal bez zarzutu, perkusista nigdy nie był tytanem, ale wzbogacone instrumentarium (tomy, miotełki, bongosy) przy ograniczeniu się do koniecznej rytmiki przydaje dobrego efektu — czujemy rytm piosenki. Dodatkowo nastąpił pewien postęp realizacyjny (zapewne zasługa Endriu), iż instrumenty perkusyjne są selektywne i mają całkiem nienajgorsze rejestry.

*Podsumowując, płyta całkiem ok.

I mała myśl na koniec, efekt wytężonej pracy chłopaków z Miasta 1000 Gitar (przy niezaprzeczalnym udziale Swobody Młodszego), będący kumulacją dotychczasowych działań, sumą doświadczeń nagraniowych, wspięciem się na nieosiągalne dotychczas wyżyny brzmień — jest co najwyżej dobrym nagraniem garażowym (nie mylić z rockiem tego pokroju). Nie jest to już HOME-LO-FI-RECORDING, ale są to nagrania, które mają w sobie wszystkie wady i uroki realizacji w garażu u taty. Jest naprawdę miło usłyszeć stopę ustawioną w pokoju obok kanapy, gitarę wspomaganą kamerą pogłosową przy jednoczesnym trzasku pracującego transformatora, czy pogłos perkusji w pozbawionym samochodu, ale niewygłuszonym pomieszczeniu. Ma to swój niezaprzeczalny urok i świadczy o żywej sile muzyki, pędzie do uzyskania czegoś na miarę niemożliwego.Tak więc, do pracy panowie, do pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz